wtorek, 24 września 2013

„Badam, na ile za pomocą narzędzi nauk społecznych można skontaktować się z rzeczywistością” – kontakt nawiązany, czyli o książce „III RP Kulisy Systemu” prof. Andrzeja Zybertowicza

„III RP Kulisy Systemu” to książka, której nie można oceniać ze względu na język literacki, kreację bohaterów, opisy przyrody i trzymające w napięciu wątki. To nie ta kategoria, zupełnie inny dział.
W przypadku takich publikacji są dwa podstawowe pytania.  Co chciał osiągnąć autor i czy dotrze do grupy docelowej.
Sprawdźmy więc, kartka po kartce, czy prof. Andrzejowi Zybertowiczowi w rozmowie (rzeka) z Joanna Lichocką udało się odsłonić kulisy systemu i czy czytelnik to kupi - a jaki czytelnik, o tym później.

Na ‘nasz’ język
Klientelizm wielopiętrowy, grupy interesów, przenikające się światy, ciąg technologiczny. Książka, aż kipi od podobnych określeń.  Przed lekturą proszę jednak, mimo wszystko nie obkładać się ‘słownikiem pojęć socjologicznych’, czy ‘słownikiem wyrazów trudnych’. Tłumaczenie, i to na przykładach, rozwiązuje problem ‘nierozumienia na pierwszy rzut oka’. 
W sprawie ‘zsynchronizowanych dwóch przekazów kulturowych’ proszę zajrzeć na przykład na stronę 50. I co? …sztuką byłoby nie zrozumieć.

Przewodnik-podręcznik, niezbędnik?
Z samego tytułu książki, łatwo wywnioskować, że sporo miejsca (wyjątkiem będą numery stron) poświęcone zostanie tutaj patologii – w końcu o systemie III RP mowa. To oczywiście temat rzeka, warto jednak nie popłynąć, a nakreślić tę patologię i podpowiedzieć, jak ją rozpoznawać. Prof. Zybertowicz przytacza pewne historie, daje czytelnikowi zauważyć, że ‘coś tu nie gra’ i wtedy potwierdza, tak to rzeczywiście patologia.
To taka lekcja ‘zrób to sam – zdiagnozuj patologię’. Edukowanie czytelnika na przyszłość - bo tak bym to określiła - zastosowano także w przypadku mediów.
Na prawej stronie popularny jest pogląd, że ‘Wyborcza kłamie’. Ale czemu kłamie? Jak? To wie już mało kto. Co więc różni tych ludzi od lemingów, cytujących pasek TVN24 (cytujących = myślących paskiem). „III RP Kulisy systemu” to w jakimś sensie przewodnik. Nie tylko uczy rozpoznawać wspomnianą już patologię, ale wykrywać, co w medialnych przekazach nie gra, gdzie dochodzi do manipulacji, zarówno w przypadku tekstu (pisanego czy mówionego) jak i obrazów. Warto tej lekcji ‘nawyku refleksji nad tekstem’ nie przegapić.

Dziennikarce negującej zasadność słuchania tego co mówi się 'na lewo' – tłumaczy, po co i dlaczego. Jej spostrzeżenia rozkłada na czynniki pierwsze. I to jest to, za co socjologów- tych lepszych - cenię najbardziej. Na widok mokrych butów u dziecka nie mówią O! Mokre buty! Ale przyglądając się bliżej potrafią stwierdzić, czy maluch wszedł w kałużę, bawił się w czasie deszczu, a może mama umyła mu zabrudzone obuwie. Zamiast zatrzymać się na efekcie końcowym, który jest widoczny dla każdego, szukają przyczyny, powodu i przez to pozwalają nie tylko zrozumieć, ale co ważniejsze i o czym wielokrotnie pisze prof. Zybertowicz – znaleźć rozwiązanie. Może wystarczy malcowi wytłumaczyć, że do kałuży, to tylko w kaloszach i problemu z obuwiem nie będzie. Takich rozwiązań - już nie w kwestii 'butowej', a polskiej - znajdziemy sporo. 

Metoda kija, bez marchewki
Prof. Andrzej Zybertowicz, to zdecydowanie zjawisko pod prawej stronie. Agnostyk wśród katolików, uwielbiany i szanowany przez środowisko Radia Maryja. To jednak, co zdecydowanie bardziej przykuwa moją uwagę, to jego niechęć do, typowej dla tej strony, retoryki. Wielu błędnie ocenia, że kolejne przegrane wybory przez PiS, to wynik braku wolnych mediów, czy nawet całego zła tego świata. Aby za wiele nie zdradzać zacytuję tylko pewne fragmenty
 ‘Jeśli naród nie umie wyłonić z siebie najlepszych jednostek, dać im wsparcia, to rządzą nim gorsze jednostki’
‘Łatwiej nam dostrzec ograniczenia niż szanse’
‘Wszystko przez onych’ –
ironicznie.

Wbrew pozorom, to zachęta do działania i do mobilizacji. Wiele akcji na polskiej prawicy można skwitować słowami - nieważne jak, ważne że dla idei. Obawiam się tylko, że ta idea ma dość bycia w takiej bylejakości. Może więc, metoda kija i marchewki a'la Zybertowicz (znaczy często bez marchewki) zadziała.

Nie samym lukrem autor żyje
To druga książka prof. Zybertowicza, którą czytam (poprzednia ‘Pociąg do Polski’ była zbiorem tekstów autora, które ukazały się w prasie) i niestety zarzuty są podobne. Po pierwsze powtórzenia, po drugie powtórzenia przykładów.
Autor musi wziąć pod uwagę, że jeśli jest słuchany, to potrzebne są kolejne okładki gazet, kolejne cytaty do przytoczenia. W innym wypadku zwyczajnie zostanie uznany za kogoś, kto często się powtarza.

Szkoda, że nie pomyślano o zaznaczeniu daty powstania rozdziałów. Lektura pozwala stwierdzić, że przedział czasowy jest dość spory. Jednak dla porządku chciałabym wiedzieć, kiedy toczyła się dana rozmowa i dlaczego akurat to wydarzenie (na które powołują się Zybertowicz z Lichocką) zostało uznane za ważne.

Niezbędna dawka złośliwości
Trudno utrzymać uwagę czytelnika, zwłaszcza gdy pisze się o sprawach poważnych. W ‘III RP Kulisy systemu’ sporo jest ‘wrzutek’ uwagę przywracających. Do tych najsmakowitszych zdecydowanie należy podręcznik historii - ten z przyszłości ma mieć rozdział ‘Politycy, których się wstydzimy’ Zybertowicz widzi Dukaczewskiego i Tuska razem w więziennej celi rozprawiających o stanie państwa. Na zarzut J. Lichockiej, że ci Panowie tego by na pewno nie robili, autor odpowiada, że ‘będą chcieli wydać książkę, żeby mieć na papierosy[…]’ bo w opowieści starszych panów o panienkach ‘nikt nie uwierzy'

Zybertowiczowi zdarza się też na pytanie o (prawie niemożliwy) awans do elity ludzi spoza systemu odpowiedzieć cytatem z trenera Górskiego. Jakim? No na pewno nie o dwóch bramkach.

Kobieca emocjonalność vs ?
‘III RP Kulisy systemu’ to rozmowa Joanny Lichockiej i prof. Andrzeja Zybertowicza. Pisząc o książce, zdecydowanie warto zwrócić uwagę na samą wymianę zdań i jej klimat.  Trzeba przyznać dziennikarce, że praktykuje to, o czym już wielu w tym fachu zapomniało. Krótkie pytania ‘po co?’ ‘dlaczego?’ ‘kto?’ – czytelnikowi są niezbędne. Jeśli dziennikarz nie boi się dopytywać, a raczej nie rezygnuje z tej formy - bo woli w wydumanych przemyśleniach zareklamować siebie, udaje mu się dotrzeć do sedna sprawy.

Emocjonalność dziennikarki sprawia, że momentami bywa ona męcząca dla czytelnika, który wtedy wyczekuje stonowanej odpowiedzi profesora. Nie wiem czy taka była umowa, między rozmówcami. Przy jednym zbyt wylewnym pytaniu, w głowie pojawiła się myśl ‘przesada z tym romantyzmem’… wywód zakończyło podsumowanie (już Zybertowicza – a nie myśli w mojej głowie) ‘ach ten oddech romantyczny’. Nie wiem, jak czuje się czytelnik, który w tym momencie myśli jak pytająca…choć w zasadzie w tej części książki rozmówcy zamienili się roli.

Joanna Lichocka, w niektórych fragmentach, prezentuje właśnie ten obraz prawicy, tak krytykowany przez prof. Zybertowicza. Zrzuca winę na ‘onych’, odrzuca panujące realia i jeszcze ta idea, co nieważne jak, ważne że jest. Można nawet odnieść wrażenie, że Zybertowicz z tego korzysta, budując swój obraz – jako człowieka stonowanego. Dodatkowo na przykładzie Lichockiej, pokazuje pewne socjologiczne mechanizmy.
-----
 „Badam, na ile za pomocą narzędzi nauk społecznych można skontaktować się z rzeczywistością” – tak na  twitterowym profilu pisze o sobie prof. Andrzej Zybertowicz. ‘III RP Kulisy systemu’ to kontakt udany i co ważne, czytelny nie tylko dla socjologa. Mało prawdopodobne wydaje się, by po książkę sięgnęły lemingi. Nawet nie ze względu na nazwisko kojarzone z prawą stroną, ale na lemingowskie zainteresowania (przecież tyle nieprzeczytanych Paulów Coelhów  i Grocholi czeka).

Jeśli ta publikacja miała być podręcznikiem-niezbędnikiem dla zwolenników prawej strony, to jest szansa, że spełni swoją funkcję. Ta wyedukowana część ‘obozu niepodległościowego’ będzie mieć poczucie pewnego niedosytu. Ale może to i dobrze…nie tyle z socjologicznego, co z psychologicznego punktu widzenia

niedziela, 22 września 2013

Efekt Gdyński

Miały być filmy, wyjątkowa atmosfera, świadkowie historii i i ludzie, którym chce się uścisnąć dłoń. I tak było w Gdyni na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym –Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci.

Radość, to zobaczyć celebrytę na żywo.
Jeszcze większe wyróżnienie, gdy przypadkowo napotkaną gwiazdeczkę uda nam się namówić na wspólne zdjęcie.
Mam tak samo i zarazem zdecydowanie inaczej.

Wśród osób, które pojawiały się na Festiwalu w Gdyni, byli moi celebryci...

Konserwatywny feminizm
„Kobiety nie były raczej na dowódczych stanowiskach w wojsku, obowiązków domowych miały za dużo. Ale moim zdaniem  - panowie wybaczą - one z natury są odważniejsze od mężczyzn. Tak już mają”
To głos kobiety, która walczyła na wojnie i po niej (bo wiecie już, że to paskudztwo nie skończyło się w 1945?). Na scenie same panie. Nikt nie przerywa. Nikt nie krytykuje. Wszyscy słuchają. Tak wygląda feminizm po prawej stronie. Hasła ‘mój brzuch moja sprawa’, tu nie znajdziesz – brzuch w tym rozumieniu traktujemy jako nowe życie. Kobiety po tej stronie mają jednak głos. I jest on słyszalny. Magdalena Środa może spać spokojnie.

Patriotyczny spontan - rap, nostalgiczne ballady, rock, odrobina punka i Rota.

Na ‘Panny Wyklęte’ idziemy do Klubu Ucho. Na ścianie plakaty z koncertu Analogsów i KSU. Punk Rocka czuć w powietrzu. Publiczność skacze pod sceną. Ci, który wolą tylko nogą przytupywać i nie chcą oblać się piwem, stoją raczej w okolicy baru. Koncert jakich wiele, a jednak inny. Nie tylko muzyka nas tu ściągnęła, ale też tematyka. O co chodzi? Spróbujecie na koncercie w klubie zaintonować Rotę. I sprawdźcie, czy publiczność stanie na baczność, by zaśpiewać ją z należnym honorem.
Przypadek? Możliwe, ale powtórzony dnia następnego. W odpowiedzi na bisy, raper Tadek Polkowski, obiecuje, że zaśpiewa, ale najpierw niech to publika przejmie inicjatywę. Wystarczą pierwsze słowa zaintonowane przez muzyka. Nikt już nie siedzi, bo 'Legiony' śpiewa się w postawie stojącej*
*autorce tekstu dziadek 'Legiony' śpiewał w ramach kołysanki – postawa leżąca musi być więc wybaczona 

Uszczypnijcie mnie - my na scenie, a Oni wśród publiczności.

Zanim przyszła nasza kolej na opowieść o tym, jak powstała książka, zdążyłam się kilka razy uszczypnąć. Na sali siedziała Ona - Lidia Lwow-Elbre – towarzyszka życia i towarzyszka walki mjr Łupaszki. Pierwszy raz czułam taką tremę. Zaraz miałyśmy mówić o tym, jaką świetną sprawą jest nasza książka etc., a tuż obok siedziała jedna z Panien Wyklętych. Wśród zgromadzonych, także kobieta skazana na 10 lat w stanie wojennym – najwyższy wyrok jaki wymierzono. Czy na pewno my powinnyśmy zabierać głos?...
Zaszczyt – to słowo doskonale oddaje, co czułyśmy, gdy słuchało nas takie grono.

Wzruszać się jest rzeczą ludzką, a już na pewno kobiecą

Autentyczność – tym mogą pochwalić się imprezy takie, jak ten Festiwal. Brawa są wtedy, gdy bić je wypada. Owacje, gdy dzieje się coś wyjątkowego. Nagrodę odbiera dr Krzysztof Szwagrzyk. Publiczność wstaje. To wyraz szacunku dla pracy jaką wykonał ten człowiek i jego ludzie, ale też dla tych, których już odnalazł i tych, których wciąż szuka. Statuetkę wręcza p. Lidia Lwow–Elbre (wspominana już narzeczona Łupaszki).
„Bardzo dziękuję, że znalazł Pan Łupaszkę” …nie wiem jak inne gardła, moje doznało ścisku.

----

Jeszcze kilka lat temu, dziwiłam się,  że spotkanie z celebrytą może uszczęśliwić. Teraz już rozumiem. Moi celebryci może nie śpiewają, nie tańczą i nie opowiadają swoich historii poczytnym gazetom. Mam jednak wrażenie, że zbudowani są z innej tkanki. Takiej Niezłomnej, Niepokornej i do niedawna Wyklętej.

sobota, 14 września 2013

Taka inna relacja z koncertu... - 'Panny Wyklęte' 13.09.2013r.


Już zawsze będę mieć przy sobie notes, przysięgałam sobie w duchu, przytupując rytmicznie kaloszem. Potrzeba matką wynalazku. Rozwijam więc zapisaną chusteczkę…

'Dzień zwycięstwa, o nas zapomniał świat
Moich 17 lat, zabił czyjś syn i brat'
...
'Stanę na każde Twe zawołanie, Polsko!
Po Bogu pierwsza, poza Nim przed Tobą nikt'
...
'Za co jest wyklęta, nie zapomni Bóg'
...
'Oddaj mi mój kraj!'
...
'Niech już nie zapada kurtyna milczenia
Niech niewygodna prawda wyjdzie z podziemia'
..............
Tyle wystarczy, by 'Panny Wyklęte' ustawić na półce z płytami.
Ja na swoją czekam (2 tygodnie - pozdrawiam sklep FonoSzop.pl)

http://www.youtube.com/watch?v=QvqLy88OPJ4

czwartek, 12 września 2013

‘Sierpniowe niebo. 63 dni chwały’ - niezbędne hip-hop(owe) filtry

Uroczysta premiera w Teatrze Wielkim. Podziękowania i przemówienia wyjątkowo nie męczą. Widz nie ma wątpliwości, że to szczera radość twórców, z ukończonego dzieła, z filmu, który powstał, by naprawdę oddać hołd.
Ale do rzeczy!
Mimo wspomnianej atmosfery, zdecydowałam się nie ściągać przygotowanych wcześniej okularów. Zwiastun ‘Sierpniowego nieba’, wiele mi zdradzał.  Czułam, że film będzie taki jak współtworząca tytuł piosenka ’63 dni chwały’ Hamp Gru – emocjonalny, prawdziwy, momentami podany wprost.

Na początek jednak to, co dobre.
Reżyser – Ireneusz Dobrowolski – wielokrotnie podkreślał, że ten film ma dla niego wymiar osobisty. To miał być hołd złożony powstańcom, wśród których był także jego ojciec. Twórcy jednak stanęli na wysokości zadania i dali głos także przeciwnikom sierpniowego zrywu. Wątpliwości i pretensje wypowiadane są ustami cywilów. Co ważne, nikt nie stara się wzbudzić niechęci widza do tych postaci. Zresztą to też bohaterowie - ludność walczącej stolicy. I tu naprawdę duży plus dla reżysera.

Z lekkim zawstydzeniem muszę przyznać, że Dobrowolski, swoim filmem, przebudził mnie z pięknego, powstańczego snu. Formalnie oczywiście wiem jak ciężki i straszny to był czas. Rozbrzmiewające jednak na ulicach stolicy piosenki o tym, że ‘warszawiaki fajne chłopaki są’, czy że trafionemu kulą należy się buziak od panny, sprawiły że jakoś  to powstanie mi się spopkulturyzowało.
W samej powstańczej popkulturze, nie ma oczywiście nic złego. W końcu tylko tak da się dotrzeć do świadomości wielu Polaków. Jednak dzięki ‘Sierpniowemu niebu’, przypomniałam sobie, że to była wojna. Bezwzględna, niesprawiedliwa i wymagająca wielkiej odwagi.  W drugiej kolejności, część tej zasługi na pewno należy się autorowi zdjęć (Romuald Lewandowski). To przebudzenie zawdzięczam jednak przede wszystkim archiwalnym filmom, kręconym w czasie powstania.

Mniejszy zachwyt


‘Sierpniowe niebo’ to w zasadzie trzy światy. Pierwszy ten współczesny. Drugi przenoszący nas do czasów wojny i roku 1944, ale fabularny. I trzeci, to wspomniane już, filmy archiwalne. Znane są w historii kina, doskonałe przykłady łączenia różnych światów w harmonijną całość. Film Dobrowolskiego, niestety do nich nie należy. Odczuwałam pewien chaos na ekranie.

‘Sierpniowe niebo’ razi

Chaos na ekranie, mógłby się obronić argumentem, że film skierowano do widza inteligentnego, znającego historię. Niestety tę tezę musimy obalić. Chociaż rzeczywiście twórcy wymagają od widza podstawowej wiedzy, to inteligencji już nie. Jeśli nie zrozumiemy przekazu za pierwszym razem, będziemy mieć jeszcze kilka okazji. Co jeśli jednak informacja zostanie odczytana? Będziemy po prostu drażnieni, dobitnym tłumaczeniem. Nie wystarczy fragment roztrzaskanej – w czasie egzekucji – kapliczki. Niezbędny będzie jeszcze pełny kadr i przytrzymanie obrazu.
Wyjątkiem jest tu grób Biruta na Powązkach. To ujęcie i tę metaforę warto odnotować.


…i czasem nawet boli

Dla człowieka wychowanego na teatrze telewizji, niewiele jest tak bolesnych rzeczy na ekranie, jak amatorskie aktorstwo. Dobrowolski zgromadził na planie wiele znakomitych nazwisk. W filmie pojawiają się także nowicjusze, u których trudno dopatrzeć się talentu. Tym bardziej więc różnica jest odczuwalna. Anna Romantowska i Łukasz Konopka zdecydowanie trzymają poziom. Ukojenie przynosi Krzysztof Kolberger i Jerzy Nowak... ale już kilka sekund później następuje powrót do amatorskiej rzeczywistości.

Iść, czy nie iść?

Po pierwsze założyć odpowiednie okulary. Film, którego zwiastunem jest piosenka grupy hip – hopowej, to inna kategoria niż „80 milionów” czy „Obława”. Odpowiedni filtr pozwoli nam przymknąć oko na pewne mankamenty, które jednak właśnie z tym klimatem są spójne.

Po drugie warto przypomnieć sobie, że Powstanie Warszawskie, to nie tylko nowoczesne muzeum, dobre rockowe piosenki i przejmujące wycie syren. Gwarantuję, że w kinowym fotelu znów pochylicie czoła przed warszawską młodzieżą.

Po trzecie i najważniejsze. Dawno w polskich kinach nie było filmu historycznego, którego twórcy nie modyfikowaliby historii na swoje potrzeby. Ireneusz Dobrowolski mimo, że do powstania ma stosunek bardzo osobisty, naprawdę starał się opowiedzieć  jak było – a nie przedstawił swoje pobożne życzenie. Przede mną wtorkowy pokaz Wałęsy wg Wajdy, dlatego przywiązuję do tego taką wagę.

A i jeszcze odpowiedź na pytanie .... ‘Iść’. Chociaż jeden raz, zdecydowanie wystarczy.

Podzielam zdanie, że 'warszawiaki fajne chłopaki są'. I mam nadzieję, że te warszawiaki (i chłopaki i dziewczyny), doczekają się filmu, na miarę ich wielkości, bo to sierpniowe niebo nad stolicą było naprawdę wyjątkowe...


czwartek, 5 września 2013

Młody PiSie nie tędy, nie tędy. Zapraszamy do wspólnej gry.

Żołnierze Wyklęcie to moja słabość szczególna (tym,  którzy nie są w stanie tego rozumieć proponuję kawę i umiarkowanie długie Polaków rozmowy, tu nie miejsce i czas na to). Dlatego, kiedy przyszedł mail z informacją, że Federacja Stowarzyszeń Weteranów Walk o Niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej złożyła oficjalny wniosek o  przyznanie Witoldowi Pileckiemu stopnia pułkownika – uśmiech sam pojawił się na twarzy.

Dość długo informacja była trzymana w tajemnicy. Wszystko po to, by wypłynęła w odpowiednim czasie. Takim, w którym media uznają ją za ważną, podadzą dalej, nagłośnią. Czuliśmy, że to doskonała okazja, by dotrzeć do tych, którzy jeszcze o wielkich bohaterach nie słyszeli. Weterani  załatwiali formalności dokładnie i skrupulatnie. My planowaliśmy akcję od strony medialnej.
I tu znowu coś, co nie do końca jest dla wszystkich zrozumiałe. Lubimy być potrzebni starszemu pokoleniu. Poza okazywanym szacunkiem i uznaniem, chcemy podkreślać ciągłość pokoleniową i czerpać naukę.

Czwartek. Godzina 6.30. Nie było mowy o włączeniu ‘drzemki’.
Notka prasowa. Informacja na portalach społecznościowych.
‘Pilecki Pułkownikiem?! – Weterani złożyli oficjalny wniosek’ – ‘wyślij’
Nazywamy ten moment ‘przywracaniem pamięci’.

Tym razem występowaliśmy nie tylko w swoim imieniu, ale przede wszystkim w imieniu Weteranów. Signum Temporis wymienione na końcu notki, to wcale nam nie przeszkadzało. To był Ich pomysł, Ich akcja. A my przykładaliśmy rękę do czegoś wielkiego – to i tak wyróżnienie.

Chwilę później PAP podaje, że dziś Forum Młodych PiS organizuje konferencję, w czasie której złoży oficjalny wniosek o awans rtm. Pileckiego na stopień generała.

Zrobił się spory bałagan. Media nieco zdezorientowane nie mogły się zdecydować o czym pisać, co nagłośnić.
„Skoro dwie grupki czegoś chcą, to poczekajmy aż się dogadają.”
„A co to za news z tym Pileckim, jak tamci mają inny pomysł niż ci”
„To już się nie mogli dogadać, co do stopnia chociaż”
"Młodzi się ścigają z weteranami. Wiadomo kto szybciej biega"
….
Nie chcę drodzy Panowie (i Panie – nie wiem jaki macie skład osobowy) zastanawiać się, dlaczego taki pomysł przyszedł Wam do głowy, tuż po tym, gdy wniosek (02.09) złożyli Weterani.
Nie będę pytać, czy pominięcie pułkownika i przeskoczenie do generała, miało przyćmić pomysł Weteranów.
Nie chcę się nawet zastanawiać, czy to rzeczywiście był wyścig, o to kto (Wy czy Weterani) dopisze sobie pułkownika czy generała Pileckiego - do swoich zasług.

> Cel był ten sam.
> Wartości się zgadzają.
> Idea jest jedna.
Jeśli są to zdania prawdziwe, nie tylko w sensie logiki matematycznej, to może warto zagrać razem?
Do jednej wspólnej bramki. Tak jak grali oni – Żołnierze Wyklęci.
Bramkę łatwo rozróżnić po barwach.
Będziemy na boisku.
Zawsze jesteście mile widziani.
Tylko uwaga na samobóje… 

środa, 4 września 2013

Żonę/męża prosimy zdradzać spektakularnie - będzie nagroda!

Misyjność telewizji publicznej, to od lat oksymoron (taki żywy trup, czy lodowaty wrzątek). Tym razem jednak, zamarli nawet ci widzowie, którzy przywykli do ambitnych filmów emitowanych po północy i Dody zasiadającej w jury jednego z programów.

Jeden z najbardziej znanych polskich seriali (a może najbardziej znany – szkoda mojego czasu na poszukiwanie statystyk) świętował swój tysięczny odcinek.

Poniedziałkowa gala w Teatrze Polskim „1000 razy M jak Miłość” zgromadziła przed telewizorami fanów telenoweli, ale też przypadkowych gapiów, którzy przełączyli się z innego tasiemca (produkowanego przez TV informacyjne) czyli  z procesu mamy małej Madzi.

Było odświętnie, uroczyście, z przepychem i deprawująco!

A to wszystko za sprawą nagród, którymi obdarowywano się wzajemnie. Rozumiem, że w przypadku serialu, który ma ‘miłość’ w tytule, wśród kategorii pojawił się 'pocałunek', 'młoda para', nawet 'kłótnie' rozumiem (nagradzano oczywiście te ‘naj’).  

‘Najbardziej spektakularna zdrada’ nie mieści się jednak w moim zakresie tolerancji .

Kryształowe serce – bo takie przysługuje, gdy zdradzimy żonę/męża (ale musi być z przytupem!) – wręczali aktorzy z innego serialu: Katarzyna Zielińska i Jacek Rozenek. Na ich twarzach dostrzegłam zażenowanie – ale możliwe, że po prostu chciałam je tam widzieć. On właśnie rozwiódł się w towarzystwie kolorowych gazet. Ona stanęła na ślubnym kobiercu (w tych samych gazetach) i pewnie na razie na zdradę nie ma ochoty.
Jednak żarty na bok. Ambitne kino w nieprzystępnej porze. Mało bystra gwiazda w jury tandetnego programu. To już i tak dużo. Ale gloryfikacja zdrady…(przesada – wydaje się być słowem zbyt delikatnym).

Wiem, ze telenowele są ‘życiowe’ – więc zdrada być musi. Można ją jednak potępić, a można dawać przyzwolenie i nagradzać.
Jak powszechnie wiadomo, fani tasiemców, za wzór stawiają sobie serialowych bohaterów. Pytanie, do czego więc namawia się wielbicieli M jak Miłość, wydaje się być retoryczne. 
W serialach tkwi ogromna siła. Twórcy mogą nakłonić widzów (a więc tysiące, a raczej miliony Polaków) do profilaktycznych badań nowotworowych, pomocy ubogim, czy reagowaniu na przemoc wobec zwierząt. Równie łatwo mogą jednak promować patologię i deprawować społeczeństwo.

Możliwe, że telewizja publiczna jednak ma misję i nawet ją realizuje.
Oby tylko nieskutecznie… bo kto weźmie odpowiedzialność za rozbite rodziny?
Twórcy "M jak Miłość" wydają się być na to za mało odpowiedzialni...

PS. Facebookowy profil "Wierność jest sexy" liczy sobie przeszło 40 tysięcy fanów. Do 'lajkowania' zapraszamy też widzów telewizyjnej dwójki :)