środa, 4 września 2013

Żonę/męża prosimy zdradzać spektakularnie - będzie nagroda!

Misyjność telewizji publicznej, to od lat oksymoron (taki żywy trup, czy lodowaty wrzątek). Tym razem jednak, zamarli nawet ci widzowie, którzy przywykli do ambitnych filmów emitowanych po północy i Dody zasiadającej w jury jednego z programów.

Jeden z najbardziej znanych polskich seriali (a może najbardziej znany – szkoda mojego czasu na poszukiwanie statystyk) świętował swój tysięczny odcinek.

Poniedziałkowa gala w Teatrze Polskim „1000 razy M jak Miłość” zgromadziła przed telewizorami fanów telenoweli, ale też przypadkowych gapiów, którzy przełączyli się z innego tasiemca (produkowanego przez TV informacyjne) czyli  z procesu mamy małej Madzi.

Było odświętnie, uroczyście, z przepychem i deprawująco!

A to wszystko za sprawą nagród, którymi obdarowywano się wzajemnie. Rozumiem, że w przypadku serialu, który ma ‘miłość’ w tytule, wśród kategorii pojawił się 'pocałunek', 'młoda para', nawet 'kłótnie' rozumiem (nagradzano oczywiście te ‘naj’).  

‘Najbardziej spektakularna zdrada’ nie mieści się jednak w moim zakresie tolerancji .

Kryształowe serce – bo takie przysługuje, gdy zdradzimy żonę/męża (ale musi być z przytupem!) – wręczali aktorzy z innego serialu: Katarzyna Zielińska i Jacek Rozenek. Na ich twarzach dostrzegłam zażenowanie – ale możliwe, że po prostu chciałam je tam widzieć. On właśnie rozwiódł się w towarzystwie kolorowych gazet. Ona stanęła na ślubnym kobiercu (w tych samych gazetach) i pewnie na razie na zdradę nie ma ochoty.
Jednak żarty na bok. Ambitne kino w nieprzystępnej porze. Mało bystra gwiazda w jury tandetnego programu. To już i tak dużo. Ale gloryfikacja zdrady…(przesada – wydaje się być słowem zbyt delikatnym).

Wiem, ze telenowele są ‘życiowe’ – więc zdrada być musi. Można ją jednak potępić, a można dawać przyzwolenie i nagradzać.
Jak powszechnie wiadomo, fani tasiemców, za wzór stawiają sobie serialowych bohaterów. Pytanie, do czego więc namawia się wielbicieli M jak Miłość, wydaje się być retoryczne. 
W serialach tkwi ogromna siła. Twórcy mogą nakłonić widzów (a więc tysiące, a raczej miliony Polaków) do profilaktycznych badań nowotworowych, pomocy ubogim, czy reagowaniu na przemoc wobec zwierząt. Równie łatwo mogą jednak promować patologię i deprawować społeczeństwo.

Możliwe, że telewizja publiczna jednak ma misję i nawet ją realizuje.
Oby tylko nieskutecznie… bo kto weźmie odpowiedzialność za rozbite rodziny?
Twórcy "M jak Miłość" wydają się być na to za mało odpowiedzialni...

PS. Facebookowy profil "Wierność jest sexy" liczy sobie przeszło 40 tysięcy fanów. Do 'lajkowania' zapraszamy też widzów telewizyjnej dwójki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz